Artykuły Quizy, konkursy, ciekawostki

Krzysztof Arciszewski – najsłynniejszy awanturnik i żołnierz, Rzeczpospolitej XVII wieku

image_pdfPOBIERZ PDFimage_print

Jan Znajdek

 Krzysztof Arciszewski – najsłynniejszy awanturnik i żołnierz, Rzeczpospolitej XVII wieku

Krzysztof Arciszewski należy niezaprzeczalnie do najbardziej znanych „najgłośniejszych” ludzi swoich czasów, stanowiły o tym przygody jego życia, znakomite czyny i liczne zasługi. Był jednym z bardziej sławnych rycerzy XVII wieku, pułkownik, dowódca wojsk lądowych holenderskich kompanii zachodnio – indyjskich w Brazylii, tam też był generałem artylerii następnie admirałem, a w późniejszym czasie generałem całej artylerii koronnej w Polsce.

Urodzony w 1592 roku w wielkopolskim Rogalinie, w szlacheckiej ariańskiej rodzinie Eliasza Arciszewskiego herbu Prawdzic i Heleny z Zakrzewskich. Edukację odebrał w szkole ariańskiej w Śmiglu, następnie w Akademii (również ariańskiej) w Rakowie, dalej zaś (od roku 1608) kształcił się we Frankfurcie nad Odrą.

Po ukończeniu nauk oddany został na dwór księcia Krzysztofa Radziwiłła, hetmana polnego litewskiego w Birżach. Uczestnicząc w prowadzonych przez księcia wyprawach przeciwko Tatarom, oraz Szwedom w kampanii o Inflanty, odznaczał się męstwem, odwagą i rzadko spotykaną znajomością sztuki wojennej, przez co pozyskał jego zaufanie i sympatię oraz stał się jednym z jego najbardziej zaufanych dworzan.  Książę zlecał mu do wykonania czynności wymagające szczególnego oddania i zaufania, stąd też między innymi Arciszewski dostawał do realizacji najdrażliwsze zadania, z zawiadywaniem służbą  policji wojskowej włącznie.

W tym czasie ojciec Arciszewskiego Eliasz – właściciel miasta Śmigla (z powodu kłopotów majątkowych) zmuszony był sprzedać część miasta Kacprowi Brzeźnickiemu, adwokatowi, człowiekowi zręcznemu i bogatemu, chociaż o wątpliwej proweniencji.

Jaruzel Kacper Brzeźnicki (vel Brzeziński) urodził się przypuszczalnie między 1560 a 1570 rokiem, miał niepewne nazwisko i pochodzenie[1]. Prawdopodobnie „przeredagował” brzmienie swojego nazwiska na Brzeźnicki, aby móc sugerować szlacheckie pochodzenie. Pracował jako adwokat i korzystając z popularności wśród szlachty wśliznął się do jej grona. Nabywając dobra od ojca Krzysztofa, Eliasza Arciszewskiego nie zapłacił należnej sumy, a skoro nie chciał umowy dotrzymać Eliasz Arciszewski w 1613 roku pozwał go do trybunału w Piotrkowie. Procesy, które się wywiązały, doprowadziły do ruiny rodzinę Arciszewskich. Brzeźnicki przewlekał sprawy, dopóty, dopóki cała sprawa nie zakończyła się klęską Arciszewskich. W tamtym okresie dochodzenie sprawiedliwości przez osobiste prowadzenie procesu natrafiało na duże koszty, a ponadto przy systemie jaki się wytworzył, strona nie mająca dochodów błąkała się po izbach sądowych i często odjeżdżała z niczym, a nim trafiła do właściwego urzędnika/referendarza z reguły było już po sprawie. Tak też Eliasz Arciszewski stracił majątek na skutek działań nieuczciwego, przewrotnego prawnika. Nie widząc zaś możliwości skutecznego dochodzenia swoich roszczeń na drodze prawnej wymierzenie sprawiedliwości zlecił swoim synom.

Dramaturgii sprawy dopełniał fakt, że Krzysztof wraz z bratem po powrocie z wypraw wojennych nie tylko musieli patrzeć na ruinę rodziny, ale i znosić arogancję plebejusza, który dzięki prawniczym kruczkom zażądał nawet od młodego Arciszewskiego udokumentowania szlachectwa.

Jak wynika z różnych przekazów[2] 19 kwietnia 1623 r. w lesie czaiło się kilkanaście ludzi uzbrojonych w szable, rusznice. Wszystko tęgie chłopy, obeznane z polem bitwy, wśród nich stał Krzysztof Arciszewski, młodzian, który już rok wcześniej wyróżnił się odwagą i walecznością w bitwie ze Szwedami pod Mitawą. Tam właśnie w służbie księcia Krzysztofa Radziwiłła przeszedł swój chrzest bojowy[3]. Rok później nabyte umiejętności postanowił wykorzystać w prywatnym celu i jak już wskazano ze swoją świtą oczekiwał na Kacpra Brzeźnickiego – człowieka, który zrujnował i upodlił jego ród. Gdy na drodze pojawił się Brzeźnicki ze swoimi pachołkami, zaczęła się walka. Krzysztof Arciszewski stanął twarzą w twarz ze znienawidzonym jurystą. Ten zazwyczaj pewny siebie człowiek myślał że wyjdzie cało z tej awantury. Ale Krzysztof zarzucił znienacka Brzeźnickiemu pętlę sznura na szyję, wsiadł na konia i ruszył, wraz ze swoją świtą, w kierunku pobliskiego Ponina, gdzie znajdował się plac, na którym tracono przestępców. Chciał tam wymóc na juryście zrzeczenie się wszystkich praw do majątku Arciszewskich. Arogancki prawnik, nadal przekonany o swojej wybitności nie wierzył jednak, że Krzysztof zrobi mu coś więcej niż to poniżenie. Nie godził się na warunki Arciszewskiego.

Nie przewidział jednak młodzieńczego gniewu, zdenerwowany Arciszewski nie wytrzymał oporu Brzeźnickiego i wypalił do niego z rusznicy. Strzelili także jego ludzie. Brzeźnicki już konał, gdy ogarnięty żądzą mordu Arciszewski podciął mu gardło nożem, następnie wyciągnął język i przybił go do szubienicy[4].

Za czyn ten Trybunał koronny skazał go na wieczną banicję i konfiskatę dóbr, wówczas ukrył się w Birżach u księcia Radziwiłła, który następnie sfinansował jego wyjazd do Holandii. Tam miał uczyć się rzemiosła wojennego jednocześnie być korespondentem zagranicznym księcia i informować go o wszystkich nowinkach[1] a jednocześnie wykonywał jego zlecenia. Za swoje usługi Arciszewski otrzymywał zasiłki pieniężne, ale szybko zaciągnął się do Gwardii Holenderskiej.

I tak w 1624 roku w Hadze zaczęło się dla Arciszewskiego nowe życie. Flota Holenderska ówcześnie bowiem zdominowała handel morski w Europie, a jej kupcy zakładali faktorie na całym świecie, docierając nawet do dalekiej Azji. Napędzana przez ludzi morza Niderlandów koniunktura dawała możliwość rozwoju tamtejszych uniwersytetów a co za tym idzie szeroko rozumianej myśli technicznej. Inżynierowie holenderscy doświadczeni walkami z Hiszpanami byli mistrzami w budowaniu twierdz i umacnianiu portów. Arciszewski podziwiał ich dokonania i chciał posiąść tę wiedzę i umiejętności. W związku z tym, analizował całymi tygodniami plany fortyfikacji i portów, rozwiązywał problemy taktyki wojennej oraz opanował zasady działania nowych rodzajów broni.

Chcąc mieć dostęp do źródeł umożliwiających mu naukę „rzemiosła wojennego” zaciągnął się do wojsk księcia Maurycego Orańskiego i uczestniczył w wojnie z Hiszpanią, głównie w długotrwałych walkach o Bredę. W tym czasie już dość głośno mówiono o nim jako o znakomitym żołnierzu, taktyku i znawcy sztuki wojennej, nawet pomimo tego, że  kilku miesięczna obrona Bredy zakończyła się niepowodzeniem.

W 1625 roku Arciszewski potajemnie wrócił do Polski mając nadzieję, że będzie mógł wziąć udział w kampanii przeciwko Szwedom. Krzysztof Radziwiłł uznał jednak, że więcej korzyści osiągnie wysyłając Arciszewskiego do Francji, gdzie działając „niejawnie” będzie pracował na rzecz detronizacji Zygmunta III Wazy[5] i wyniesienia na tron polski Gastona księcia orleańskiego, brata króla francuskiego[6]. Działania Arciszewskiego dość szybko się wydały, ponieważ jego korespondencja z księciem Radziwiłłem wpadła w ręce ludzi króla. Radziwiłł zaś wyparł się inspiracji Arciszewskiego do działania co w konotacji z jego sławą brutalnego banity spowodowało, że nikt nie zadawał pytań i cała wina spadła na niego. Uwzględniając to a także fakt, że Zygmunt III zażądał od infantki hiszpańskiej Izabelli, regentki Belgii wydania Krzysztofa Arciszewskiego jako winnego zbrodni stanu – uprzedzony o grożących mu konsekwencjach –  Krzysztof zbiegł do Francji. Przebywał tam w różnych miastach, a zaciągnąwszy się do wojska uczestniczył w oblężeniu La Rochelle i tam właśnie stał się sławnym na całą Europę. W trakcie tych działań bowiem zaprojektował i nadzorował budowę wielkiej morskiej grobli, która odcięła oblężone miasto od dostaw, co w efekcie spowodowało upadek twierdzy. Później aktywnie uczestniczył w walkach z Hugonotami i Anglikami. Nieustannie dążąc do doskonalenia swych umiejętności w sztuce wojennej nie zwracał uwagi u czyjego boku walczy, tak więc w wojnie trzydziestoletniej zdarzyło mu się walczyć po obu stronach konfliktu. Można dzisiaj powiedzieć, że był ortodoksyjnym profesjonalistą, któremu obce są problemy ideowe, wierność moralnym zasadom, zaś przewodnią jego normą etyczną była chęć walki i stałe doskonalenie się w rzemiośle wojennym.

Po zakończeni wyprawy francuskiej wrócił do Holandii, a nie mogąc powrócić do kraju szukać począł możliwości dalszego rozwoju rzemiosła wojennego. Jako, że poczynania wojenne polskiego najemnika znane już były w całej ogarniętej wojną trzydziestoletnią Europie, każda ze stron chciała skorzystać z umiejętności Polaka. Otrzymał oferty między innymi od niemieckich książąt przygotowujących się do wojny z cesarzem Gustawem Adolfem, jak również od armii cesarza Habsburga. Wybrał jednak służbę w holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej, która to Kompania próbowała zmonopolizować handel trzciną cukrową w Brazylii dotychczas kontrolowany przez Hiszpanów i Portugalczyków. Wówczas też zmienił – chyba aby zyskać zaufanie i względy ortodoksyjnych w tym zakresie Holendrów  –  swoje wyznanie socyniańskie (arianie) na kalwińskie.

Jego zamorskie przygody  swój początek miały lutym 1630 r., kiedy to holenderska flota pod dowództwem pułkownika Diederika van Waerdenburgha dotarła do wybrzeży Brazylii. W randze kapitana, wspomagał go właśnie Krzysztof Arciszewski. Od czasów La Rochelle Polak uchodził za specjalistę od oblężeń i forteli, dlatego to on podczas obrad rady wojennej był głównym specjalistą od tego typu operacji.

Pierwszym celem Holendrów było zajęcie silnie ufortyfikowanej Olindy. Arciszewski wykorzystał słabość przeciwnika, ustalił bowiem, że miasto jest niemal bezbronne od strony lądu. Opracował więc plan wedle którego flota skupiła uwagę obrońców ogniem dział od strony morza, a w międzyczasie piechota dokonała desantu na ląd poza zasięgiem wzroku wroga. Następnie wojska holenderskie przeprowadziły gwałtowny szturm i szybko opanowały Olindę. Holendrzy bardzo szybko zajęli także pobliskie Recife. W przeciągu następnych tygodni między innymi dzięki zdolnościom i zmysłowi taktycznemu Arciszewskiego, udało się Holendrom przejąć kolejne forty. Zwycięstwa te zapoczątkowały 24-letnią okupację Pernambuco przez wojska Zjednoczonych Prowincji. W 1632 roku Holendrzy – prowadząc jednocześnie dalsze podboje – przystąpili do odbudowy kapitanii Pernambuco, dążąc do zagospodarowania zniszczonych plantacji trzciny cukrowej i naprawy młynów cukrowych. Arciszewski czynnie uczestniczył w odbudowie zdobytego terytorium, biorąc jednocześnie udział w posiedzeniach rady, służył swoim doświadczeniem zarówno w odniesieniu do spraw administracyjnych jak i możliwości dalszego podboju mającego na celu zwiększenie posiadania Holendrów. Po paru miesiącach oczekiwania, ruchów, taktycznych i po wznowieniu walk Arciszewski został majorem. Wszystko dzięki kolejnemu pomysłowi, który nie przyszedł Holendrom do głowy. Dowódcy holenderscy nie mogli bowiem sobie dać rady ze zdobyciem dobrze ufortyfikowanej strategicznej wyspy zwanej Itamaraka. Tym razem zamiast próby desantu, który mógł się skończyć rzezią atakujących, Arciszewski nakazał budowę cyplu jak najdalej wysuniętego w stronę wyspy. Stamtąd przez wiele dni, wraz ze swoimi ludźmi, uprzykrzał życie obrońcom wyspy silnym ogniem artyleryjskim. W końcu Portugalczycy musieli się poddać. Kariera Arciszewskiego w Brazylii nabrała rozpędu.

W lutym 1633 roku Arciszewski zgodnie z wcześniej podpisanym kontraktem wyjechał z Brazylii i wrócił do Holandii. W tym czasie na tron polski wstąpił Władysław IV, który chcąc mieć w swoich szeregach znanego  na świecie rycerza wezwał Arciszewskiego do powrotu do kraju. Jednakże Kompania Zachodnioindyjska nie chciała się pozbyć tak znakomitego wojownika i oprócz szeregu różnych obietnic, w uznaniu zasług w 1634 roku, nadano mu stopień pułkownika oraz mianowano głównodowodzącym wojsk lądowych.

Wielkopolanin nie zawiódł zaufania kupców, w lipcu 1634 roku wyruszył do Brazylii
i niezwłocznie rozpoczął nową ofensywę. Dowodzone przez niego oddziały 4 grudnia 1634 roku zdobyły miasto Parahibę (zdobywając przy tym 99 dział), w czerwcu 1635 roku zdobył twierdzę Arrayal a w styczniu 1636 roku Porto Calvo, następnie kierował oblężeniem miasta Nazareth. Zajął potem miasto St. Laurent a posuwając się dalej odniósł szereg zwycięstw
w potyczkach z Hiszpanami i Portugalczykami. To w tym czasie Arciszewski zyskał niezwykłą popularność, także wśród mas. Brawurowa ucieczka z niewoli podczas oblężenia twierdzy Arrayal, pokonanie idących w sukurs Portugalczykom oddziałów hiszpańskich, zwłaszcza budzących postrach tercios [7] – te wyczyny Arciszewskiego upamiętnione zostały m.in. pomnikiem wystawionym w Pernambuco, złotym łańcuchem honorowym i wybitym na jego cześć okolicznościowym medalem[8].

W 1637 został wicegubernatorem holenderskiej Brazylii, podwładnym hrabiego Jana Maurycego de Nassau-Siegen (bratanka namiestnika Holandii). Przez pewien czas pełnił funkcję wodza naczelnego sił holenderskich w Brazylii. Jednak różnica poglądów na sposób prowadzenia kampanii w Brazylii pomiędzy Arciszewskim a hrabią de Nassau doprowadziła do powrotu Arciszewskiego do Holandii w 1637.

W Amsterdamie powitano go jak bohatera, mianowano admirałem a burmistrz Amsterdamu zawiesił na piersi Polaka złoty łańcuch i medal z napisem Victtricem Accipe Laurum[9]. Przez długi czas Arciszewski znajdował się w centrum zainteresowania mieszkańców Amsterdamu, a na ulicach towarzyszyły mu wiwatujące tłumy. Został też zaproszony na uroczyste zebranie Rady Kompanii Zachodnioindyjskiej, gdzie złożono mu gratulacje i wyrazy uznania, następnie uczestniczył w specjalnie zwołanym na jego cześć posiedzeniu rządu. W wielu wydawnictwach holenderskich i niemieckich ukazały się podobizny Arciszewskiego oraz krótkie życiorysy, w których podkreślano jego dzielne czyny[10].

W rok później zły obrót spraw na kontynencie południowoamerykańskim – mianowicie na skutek błędów hrabiego Nassau, część fortów i ziem przeszła ponownie w ręce Portugalczyków –  skłonił Holendrów do ponownego wysłania do Brazylii, tym razem już generała Arciszewskiego. Tak więc mianowano go generałem artylerii, pułkownikiem sił lądowych i admirałem sił morskich w Brazylii, dzięki czemu skupił w swoich rękach całą władzę wojskową w koloniach.

Gubernator de Nassau po raz kolejny poczuł się zagrożony więc wraz z władzami kolonii przyjął Arciszewskiego bardzo nieprzychylnie. Zaczął kompletnie ignorować admirała Arciszewskiego i czynił mu liczne afronty, lekceważąc np. jego decyzje i plany strategiczne bez pytania go jako głównodowodzącego o radę, czy też podejmowanie samowolnych akcji bojowych. Dodatkowym powodem takiego postępowania Gubernatora był fakt, że Arciszewski miał czelność między innymi wytkać mu skandale korupcyjne. Polityczno-rodzinne wpływy de Nassau przeważyły jednak nad honorem i wojskowymi zasługami Arciszewskiego[11].   Dodatkowo de Nassau zaczął szerzyć wieści jakoby Arciszewski przyjechał do Brazylii tylko po to, aby donosić potajemnie władzom, jak faktycznie sprawowane są rządy w koloniach. Sugerował ponadto, że Arciszewski otrzymał od rządu Holenderskiego instrukcje, których wypełnienie nie licuje z „dostojeństwem rycerza”[12]. Von Nassau doprowadził w końcu do jego aresztowania i wydalenia z kolonii. Oskarżony o zdradę i okrucieństwo zasłużony weteran stracił wszystko, odarto go z żołnierskich praw, tytułów, a przede wszystkim z dobrego imienia. W Holandii przywitano go sfingowanym procesem, który przegrał przez sfabrykowane przez Gubernatora dowody. Walcząc o dobre imię 1640 roku przybył do Hagi i Radzie Dyrektorów Kompanii Zachodnioindyjskiej przedłożył skargę, przedstawiając krzywdy swoje a jednocześnie wskazując zasługi. Zażądał również wykreślenia z akt sfabrykowanych przez hrabiego de Nassau oskarżeń „tak żeby śladu po nich nie zostało”, albo też przyjęcia jego dymisji, z której wynikałoby, że złożył ją ze względów politycznych a wszystkie podnoszone wobec niego zarzuty nie miały żadnych rzeczywistych podstaw. Rada po rozpatrzeniu skargi rozwiązała kontrakt z Arciszewskim, uczyniła to jednak w sposób bardzo oziębły nie czyniąc za dość jego żądaniom[13]. Tak skończyła się brazylijska przygoda Arciszewskiego, przyniosła mu ona rozgłos i sławę, jednak w efekcie zasługi jego przykrością i niesprawiedliwością zostały „nagrodzone”. Przez kilka następnych lat Arciszewski mieszkał w Amsterdamie i nie przejawiał żadnej aktywności publicznej.

Biografowie wskazują, że oddawać się mógł pracy piśmienniczej opracowując – w 1643 roku – książkę o leczeniu podagry (na które schorzenie cierpiał) oraz tworząc kilka utworów poetyckich.

W 1645 roku wrócił do Polski, gdzie został łaskawie przyjęty przez króla Władysława IV. Wkrótce po śmierci Pawła Grodzkiego (w 1646 roku) objął jego stanowisko jako generał artylerii, czyli jak wówczas określano „starszy nad armatą”[14].

Dzięki doświadczeniu zdobytemu podczas walk w Europie Zachodniej i Nowym Świecie, Arciszewski z wielkim zapałem zabrał się do pracy na rzecz kraju, który kochał, a który przed laty zmusił go do tułaczki po świecie. W klęskach pod Żółtymi Wodami (29 IV-16 V 1648 r.) i Korsuniem (26 V 1648 r.), wojska koronne utraciły znaczną część stanu swojej artylerii. Arciszewski na poważnie zatem zajął się reorganizacją polskiej artylerii i służb inżynierskich; m.in. zmodernizował arsenały w Malborku, Pucku, Warszawie, Lwowie, Krakowie, Barze i Kamieńcu Podolskim.

Po pierwszych sukcesach los ponownie zakpił sobie jednak z dzielnego awanturnika. Już we wrześniu 1648 r. w bitwie pod Piławcami oddziały dowodzone przez trzech regimentarzy wojsk koronnych ponownie utraciły wszystkie działa. Na domiar złego, w tym samym roku zmarł dobrodziej Arciszewskiego, król Władysław IV. Jego następca, król Jan II Kazimierz, nie darzył już Arciszewskiego tak wielkim poważaniem. W międzyczasie generał Arciszewski wprawdzie wyróżnił się, uczestnicząc w odsieczy, obleganego przez Chmielnickiego, Zbaraża oraz dowodząc obroną Lwowa, ale jego dni jako uznanego dowódcy były już policzone. Jednocześnie Arciszewski był już zmęczony chorobami, piętrzącymi się – w związku z wojną kozacką – obowiązkami i dworskimi intrygami. Wszedł bowiem w otwarty konflikt z marszałkiem Jerzym Ossolińskim, którego knowania sprawiły, że Arciszewski utracił jakikolwiek posłuch pośród rady i oficerów dla swoich planów wojskowych. Oliwy do ognia i do ostatecznej decyzji o odejściu z armii finalnie skłoniła go – haniebna i przegrana w jego odczuciu – ugoda Zborowska, którą król podpisał z Chmielnickim.

Krzysztof Arciszewski ostatecznie osiadł w majątku swojego stryja pod Gdańskiem, gdzie zapomniany przez wszystkich zmarł w 1656 r. Na wyrażone przed śmiercią życzenie jego ciało spoczęło w kościele przemianowanym na zbór jednoty czeskiej w Lesznie i pochowany miał być obok swoich rodziców na przylegającym do zboru cmentarzu. Jednak, nawet po śmierci prządki losu przygotowały mu kolejną przygodę i czas niepokoju, albowiem w nocy z 27 na 28 kwietnia, w czasie walk ze Szwedami wznieconymi przez rozjuszonych żołnierzy kasztelana poznańskiego Krzysztofa Grzymułtowskiego, mszczących się za wpuszczenie garnizonu szwedzkiego do miasta w trakcie potopu szwedzkiego część miasta spłonęła, spali się również zbór z trumną Krzysztofa Arciszewskiego.

Arciszewski był postacią wybitną, genialnym wojskowym, który zrobił wspaniałą karierę. Wskazując jego niewątpliwe przymioty jak waleczność i przedsiębiorczość, nie sposób nie zauważyć, że charakter miał niespokojny i porywczy, co w połączeniu spowodowało, że całe jego życie było ciągiem szczególnych przygód. Jednakże jego wszechstronne uzdolnienia, konsekwencja oraz szlacheckie poczucie godności osobistej przysparzały mu tyleż sławy i zaszczytów co różnych problemów i kłopotów.

Bibliografia:

  1. Tygodnik Ilustrowany nr 3, 3/15 października 1859 roku, http://www.bilp.uw.edu.pl

/ti/1859/foto/n 17.htm

  1. Sałański, Krzysztof Arciszewski. Żywot człowieka niepoczciwego, czyli konkwistador po polsku, https://histmag.org/14442
  2. Parandowska, Krzysztof Arciszewski – Generał i admirał wojsk holenderskich w Brazylii, Wyd. Śląskie 1987 r.
  3. Łenyk-Barszcz, P. Barszcz, Krzysztof Arciszewski i zdobycie Brazylii [w:] Poza Horyzont. Polscy podróżnicy, Warszawa 2016 r.

[1] Krzysztof Arciszewski, Tygodnik Ilustrowany nr 3, 3/15 października 1859 roku, http://www.bilp.uw.edu.pl/ti/

1859/foto/n 17.htm

[2] M. Sałański, Krzysztof Arciszewski. Żywot człowieka niepoczciwego, czyli konkwistador po polsku, https://histmag.org/14442

[3] J. Łenyk-Barszcz, P. Barszcz, Krzysztof Arciszewski i zdobycie Brazylii [w:] Poza Horyzont. Polscy podróżnicy, Wyd. Fronda s. 158

[4] Tamże s. 162

[5] M. Sałański, Krzysztof Arciszewski. Żywot człowieka niepoczciwego, czyli konkwistador po polsku, https://histmag.org/14442

[6] Krzysztof Arciszewski, Tygodnik Ilustrowany nr 3, 3/15 października 1859 roku http://www.bilp.uw.edu.pl/ti/

1859/foto/n 17.htm

[7] Oryginalne hiszpańskie Tercio z XVI wieku, jedna z najlepszych formacji pieszych w historii, była idealnym – przez długi czas – połączeniem ogromnego bloku pikinierow, wspartego w rogach czterema ‘mangas’ (bastiony/rękawy) arkebuzerów, a na skrzydach ‘garrisons’ także złożonymi z arkebuzerów. Powolna, stateczna formacja, była odporna na szarże jazdy, potrafiła przetrzymać skoncentrowany ostrzał przeciwnika, potrafiła ‘strzelać w ruchu

[8] M. Sałański, Krzysztof Arciszewski. Żywot człowieka niepoczciwego, czyli konkwistador po polsku, https://histmag.org/14442

[9]J. Łenyk-Barszcz, P. Barszcz, Krzysztof Arciszewski i zdobycie Brazylii [w:] Poza Horyzont. Polscy podróżnicy s. 161

[10] M. Parandowska, Krzysztof Arciszewski – Generał i admirał wojsk holenderskich w Brazylii, Wyd. Śląskie 1987 r. s. 213

[11] M. Sałański, Krzysztof Arciszewski. Żywot człowieka niepoczciwego, czyli konkwistador po polsku, https://histmag.org/14442

[12] M. Parandowska, op. cit. s. 214

[13] Krzysztof Arciszewski, Tygodnik Ilustrowany nr 3, 3/15 października 1859 roku http://www.bilp.uw.edu.pl/ti/

1859/foto/n 17.htm

[14] tamże